obudzil mnie dzis ten potworny dzwiek ocierajacych sie szarych komorek o wewnetrzna strone czaszki... szelest fald mozgu rozsadzajacy kosc potylicy. Oddychalam spokojnie probujac zminimalizowac drgania ( przydaly sie wtorkowe cwiczenia oddychania).
Usiadlam na lozku zastanawiajac sie po raz kolejny "po co ja robie takie glupie rzezczy w srodku tygodnia"
i jeszcze niesmiertelne
"Juz nigdy wiecej tego nie zrobie"
Wlewanie w siebie galonu wodki kiedy nastepnego dnia idziesz do pracy to klasyczny przyklad glupoty.
Pecherz tez sie obudzil. Pochlupujac delikatnie dawal mi do zrozumienia jaka bedzie moja nastepna misja. Spojzalam na drzwi do toalety. Przejscie tego dystansu bedzie ryzykowne. 30 km przy ogolnym wycienczeniu nadmiarem toksyn organizmu moze sie skonczyc tragicznie. Zdecydowalam , ze nie ide. Zostane tu gdzie siedze. Juz na zawsze. Przestane oddychac a wtedy przestanie mi skrzypiec glowa.
Gapiac sie bezmyslnie na wciaz wydluzajaca sie droge do toalety poczulam ostrzejsze sygnaly ze strony pecherza. On juz nie sugerowal wlasciwego rozwiazania, on sie go domagal. Wiedzialam, ze dluzej nie moge ignorowac dochodzacych mnie z dolu sygnalow ostrzegawczych.
Zaczelam sie zastanawiac, co jest mi mniej niezbedne. Zopstajac w tym miejscu peknie mi pecherz. Podejmujac ten heroiczny wysilek dojacia do toalety peknie mi glowa...
Jednak wstalam, na lonie skora z napiecia zaczela robic sie transparentna i zauwazylam zolte fale moczu. Wstaje....
delikatnie
w polowie drogi czaszka jeknela cichutko
ostrzegawczo
proszaco jednoczesnie
jeszcze jeden krok
trzask mnie ogluszyl
po chwili uslyszalam kolejny, gdzies z oddali
zapadlam sie w nicosc
Ocknelam sie po nie wiem jak dlugim czasie. Resztki mozgu przylepione do sciany straszyly w porannym swietle. Kot ma wyzerke.Podroby to jego ulubione danie.
Kawalki czaszki plywaly w rozlanej po kafelkach urynie.
Nigdy wiecej wodki w srodku tygodnia....
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz