Wyjechalismy z Zagory i ruszylismy z powrotem w gory. Przystanek Warzazat - miasto na przeleczy.. dosc specyficznej wedlug naszego pojecia przeleczy. Przelecz na ogol nie ciagnie sie kilometrami... A ta sie ciagnie. Temperatura troche nizsza niz w Zagorze, ale to akurat jest pozytywne. Uciekamy z miasta do miasta w poszukiwaniu wytchnienia. I tak wyjazd nacechowany jest duzym pospiechem, ten kraj mozna zwiedzac w dwa tygodnie, cztery miesiace lub calymi latami. Kazde miasto ma swoja specyfike, kazdy region swoich mieszkancow ktorzy roznia sie od pobratymcow z wioski obok.
Z rzeczy wszelkich: godna polecenia tajine w Marrakeshu jest na Dzamaa el-Fna na stoisku 83 - vis-a-vis stoisk ze slimakami. Nie ma tam naganiacze, jest za to po prostu genialne miesko.
W Zagorze hotel Le Rose des Sables okazal sie bardziej sympatyczy niz przedstawial to przewodnik. Fakt ze _nie_ jest przy glownej ulicy miasta wplywa bardzo pozytywnie, podobnie jak obsluga hotelu ktora byla bardzo przyjazna i pomocna.
Mamy czwartek, 6 dzien tripa, a czas wydaje sie przelewac przez palce. Tak wiele jeszcze do zobaczenia, ze az przykro, bo wiemy ze dwa tygodnie to stanowczo za malo. Trzy wycieczki po 2 tygodnie - jedna na poludnie, jedna na polnoc a jedna na gory... to moze dobra ilosc, ale skad wziac tyle urlopu [i pieniedzy]...
Tymczasem :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz