Goraco. Gorraco nie do wytrzymania.
Biegam w chustce okutana od nadgarstkow po kostki, Piterowi schodzi skora z nosa i czola.
Widzielismy dziasiaj wyschnieta rzeke - kilka stojacych kaluz w ktorych Berberyjki (autochtonoiczna ludnosc Maroka, ciemniejsza karnacja) robily pranie.
Gaje palmowe podzilelone sa na male oletka otpczone murami ze slomy i wypalonej na sloncu cegy. Chyba choduja tam daktyle.
Dzisiaj uciekamy przed zarem skraju sahary do misteczka na przeleczy for Atlas. Mam nadzieje, iz tam bedzie chlodniej.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz